Misjonarze Jezusa Miłosiernego

Św. Ojciec Pio

 Św. Ojciec Pio

Św. Ojciec Pio

Apostoł Konfesjonału

Ojciec Pio znaczną część swojej służby kapłańskiej poświęcił sakramentowi pokuty. Wyspowiadał dziesiątki tysięcy pokutujących grzeszników.

Wymagał spowiedzi jasnej, krótkiej, klarownej, szczerej. Biada tym, którzy się usprawiedliwiali! Wydawało się, że pragnie swymi ogromnymi oczyma zagłębić się w sumieniu penitenta, zajrzeć w najskrytsze jego tajemnice.

Jeśli ktoś uporczywie ukrywał grzechy, Ojciec przerywał mówiąc: „Teraz powiedz mi… Czy kiedykolwiek zrobiłeś… czy kiedykolwiek…”.

 

Jeśli ktoś nie chciał się przyznać do ukrywanego grzechu, Ojciec odsyłał penitenta bez rozgrzeszenia, czynił to głosem szorstkim i stanowczym. Wiedział, że tylko tak może spowodować w grzeszniku opamiętanie. Pewien mężczyzna rozgrzeszony przez Ojca dopiero po wielu spowiedziach wspominał: „Do tej pory nikt mną tak naprawdę nie wstrząsnął, przez co z łatwością usprawiedliwiałem swoje grzechy”.

Kiedyś stanął przed Ojcem na schodach klasztornych pewien człowiek i poprosił o spowiedź. W odpowiedzi usłyszał słowa: „Nie widzisz, jaki jesteś brudny? Idź i poukładaj swoje sprawy, zmień swoje życie, a potem przyjdź, wtedy cię wyspowiada”. Ojca Tarcisio, który był świadkiem tego zdarzenia, wprawiła w zdumienie odpowiedz Ojca, który rzekł do niego: „Gdybyś tylko wiedział, ile strzał przeszyło moje serce! Lecz gdybym tak nie czynił, wielu nie wróciłoby do Boga…”.

Innym razem Ojciec odesłał bez rozgrzeszenia pewnego młodzieńca, a wyraz jego twarzy świadczył o ogromnym niezadowoleniu. Lecz później Ojciec zwierzył się jednemu ze współbraci: „Jak bardzo cierpię, odmawiając rozgrzeszenia…”. Kiedyś Ojciec powiedział: „Wiem, że lepiej być zganionym przez człowieka, tu, na ziemi, niż przez Pana Boga po śmierci”. Był nieugięty i zdecydowany w przestrzeganiu zasad katolickich, bo szukał tylko prawdziwego dobra dusz. Zwierzył się jednemu ze współbraci: „Synu mój, zanim sprawisz cierpienie innym, zobacz, jak ja cierpię. Ale jest to konieczne, gdyż u tak wielu dusz muszę wykorzenić stare, a zasiać nowe”. Ojciec powtarzał często swoim penitentom: „Zrodziłem cię w miłości i w bólu”. Ojciec często mówił o swoich duchowych dzieciach: „Ja mogę także karać moje dzieci, ale biada temu, kto mi je dotknie!… Kuksańcami muszę przywoływać je do porządku…”.

Pewnej nadgorliwej córce duchowej, która starała się usprawiedliwić jakiegoś grzesznika, prosząc, aby Ojciec udzielił mu jednak rozgrzeszenia, odpowiedział: „Córeczko moja, czy to jest moje zadanie, czy twoje?”. Pewnemu księdzu, który poprosił o radę, zdecydowanie odpowiedział, że należy odmawiać rozgrzeszenia tym małżonkom, którzy nie chcą mieć dzieci, i dodając słowa: „Krew Jego na nas i synów naszych”, Ojciec powiedział: „Zrozumiałeś to dobrze? My udzielamy Krwi Pana Jezusa. Uważaj, aby nie marnować je łatwo i lekkomyślnie”. Kiedy przewrotni penitenci starali się znaleźć innego księdza, który rozgrzeszyłby ich z grzechów przez Ojca nierozgrzeszonych, Ojciec mówił: „Znajdź spowiednika, który udzieli ci rozgrzeszenia, a do piekła pójdziecie obaj”.

Stanowczość Ojca z reguły doprowadzała grzesznika do opamiętania. Kiedyś, przechodząc przez zakrystię, Ojciec zauważył żałośnie szlochającego młodzieńca. Ojciec zapytał: „Dlaczego płaczesz? – Ponieważ Ojciec nie dał mi rozgrzeszenia”. Ojciec zaczął łagodnie go pocieszać: „Synu, jeśli tak się stało, to odmówiłem ci rozgrzeszenia, żeby posłać cię do raju, a nie do piekła”. Gdy Ojciec spowiadał, używał krótkich i zwięzłych wyrażeń: „Ile razy?… Dlaczego?… I dalej?…”. stawiał pytania tym, którzy tego potrzebowali: „Czy kiedykolwiek przeklinałeś?… Opuściłeś niedzielną Mszę Świętą…?”. Ojciec starał się dostosować do każdego penitenta, i do prostego i do wykształconego. Jednemu ze współbraci zakonnych powiedział: „Trudność sprawia mi poznanie charakteru każdego z nich i dostosowanie się do niego”. Kobietom czasami zamykał okienko konfesjonału przed nosem: „Poszła stąd! Idź sobie, nikczemnico!”.

Były osoby, które nie akceptowały takich gwałtownych wybuchów Ojca, na pozór pełnych zniecierpliwienia. Lecz Ojciec wiedział, że jego stanowczość pomoże grzesznikowi w nawróceniu. Gdy niektóre z kobiet skarżył się Ojcu Gwardianowi na złe traktowanie przez Ojca, Ojciec tłumaczył mu: „Synu mój, czasami wypowiadane słowa muszą być właśnie takie. Natomiast duszy mojej nigdy nie opuszcza pogoda. Wiesz poza tym, jak bardzo wszystkich kocham”. Ostre i stanowcze słowa Ojca były „niczym grom z jasnego nieba, który obalał wieloletnie dęby, przewracając je w jednej chwili. Grzesznicy, ugodzeni przez Ojca, nie mają już spokoju. Stają się grzeczni jak aniołki i wyznają publicznie wszystkie swoje błędy, płacząc przy tym i łkając jak dzieci. I to jest właśnie czas łaski”. I tak było. Ludzie ci często udawali się do innego kapłana, decydując się na dobrą spowiedź. „Wszyscy kapłani przyjmują tych synów marnotrawnych, którzy – płacząc – odsłaniają to, co kala ich dusze, i obiecują, że nigdy więcej nie zgrzeszą. Wyspowiadani drżący wracają do Ojca, który roześmiany obejmuje ich i błogosławi”. Pewnego dnia Ojciec płakał, siedząc w konfesjonale. Zapytany o przyczynę jego łez, odpowiedział: „Niewdzięczność ludzi względem Najwyższego Dobroczyńcy” i dodał: „Cóż jeszcze miał zrobić Jezus, ten biedny Jezus, i nie zrobił tego?…”.

Jego cechy jako spowiednika można było uchwycić lepiej, patrząc na niego, gdy przebywał w konfesjonale. Siedział na krześle, często opierając stopę o dolną część klęcznika lub ramię o jego górną część. Czasami bawił się dużą, błękitna chustką, a czasami sprawiał wrażenie skupionego na starannym wydzieleniu porcji tabaki. Gdy słuchał spowiadającego się penitenta, często utkwiwszy w nim spojrzenie, powolnym ruchem uderzał się w piersi. Słuchał uważnie; rzadko przerywał, prosząc o sprecyzowanie wypowiedzi. Tuż przy konfesjonale ci, którzy czekali na swoją kolej, odczuwali istotę sakramentu, do którego wielokrotnie, w innych miejscach, podchodzili z nadmierną lekkością. Spowiedź u Ojca rzadko trwała dłużej niż pięć lub sześć minut, co więcej, często kończyła się po kilku sekundach wyrzuceniem penitenta. Tych kilka minut wystarczało, aby prześwietlić duszę grzesznika i skierować na dobrą drogę. „Grzech, – powiedział św. OJCIEC PIO Z PIETRELCINY – kiedy idzie za nim głęboki ból z powodu jego popełnienia, uczciwa obietnica, że już się go nie powtórzy, i żywa świadomość wielkiego zła, którym sprawiliśmy ból Miłosierdziu Bożemu, kiedy zatwardziałe serce pęka i wypływają z niego gorące łzy skruchy i miłości, nawet grzech, synu mój, z całą pewnością prowadzi nas do Niego”.